17.10.2010
Pa…Pa..Palermo!!!
Wstajemy wcześnie a wyjeżdżamy jak zawsze…
Wybieramy najkrótszą drogę do stolicy wyspy (ok 130 km). Zatłoczone, zakorkowane, złodziejskie, wielkie, znane nam z opowieści i przewodnika Palermo wita nas dosyć spokojnie. Straszeni temperamentem kierowców spodziewamy się drogi przez mękę, tymczasem jest lepiej niż po wjeździe do Messiny.
Czy to przy okazji niedzieli jest tak dobrze? Czy już przywykliśmy do sycylijskiego stylu jazdy? Nie wiadomo. Miejsce parkingowe tez udaje nam się znaleźć bez większych kłopotów. Podobnie jak na polskich parkingach w większych miastach Sycylii również ciężko pracują „chłopcy parkingowi”. Nie sposób odmówić im wynagrodzenia za „pracę”. Im bardziej czerwone mają twarze tym trudniej się sprzeciwić uiszczeniu żądanej opłaty w wysokości „co łaska”. Dziś „wyskakujemy” z 2 euro. Z racji niedzieli parkowanie w centrum jest bezpłatne.
Ruszamy na zwiedzanie! Przystanek pierwszy: pasicieria Mazzara – czyli cukiernia. Tym razem wersja full exlusiv z kawą i gorącymi przekąskami. Zamawiam lazanię, chłopaki biorą pączki z nadzieniem szynkowo- serowym. Z racji braku miejsc przy stolikach (chyba wszyscy mieszkańcy Palermo jedzą tu ciastka i pija kawę po wyjściu z kościoła) zasiadamy na fontannie, w której zamiast wody leży tona śmieci w postaci niedopałków papierosów i wszelkiej maści papierków. Popijając latte macchiato ustalamy plan zwiedzania.
W pierwszej kolejności zmierzamy w kierunku ogrodu botanicznego. Mijamy po drodze teatr.
Malownicze uliczki.
Deptakiem dochodzimy do czterech kamienic Quatro Canti, które kiedyś dzieliły miasto na cztery dzielnice.
Każda z dzielnic prowadziła swój handel, miała odrębne targi i pałace, mieszkańcy mówili różnymi dialektami. Kontakty między dzielnicami były mocno ograniczone – mieszane małżeństwa nie były mile widziane.
Dziś na tym ruchliwym skrzyżowaniu możemy podziwiać fasady kamienic i spokojnie pójść w dowolnie wybranym kierunku. My zmierzamy w stronę portu.
Po drodze zachodzimy tez do kaplicy należącej obecnie do uniwersytetu (wejście za darmo!) gdzie jeden ze studentów, przeraźliwie łamaną angielszczyzną, próbuje opowiedzieć nam historię kościółka – nawet ja, ze swoimi zdolnościami rozumienia łamańców i zdań dziwnych, nie jestem go w stanie zrozumieć. (Zakaz fotografowania).
Na Piazza Bellini podziwiamy „fontannę wstydu” (szkoda, że za płotem).
Nieopodal dworca kolejowego przechodzimy przez chińską dzielnicę. Ostatecznie udaje nam się trafić do ogrodu botanicznego (wejście 5 euro od osoby).
Wrażenie niespotykanych drzew, kaktusów i wielkich bambusów na pewno zostanie jednym z długo pamiętanych obrazów Palerrmo.
Spieszymy się, bo zbliża się już 15, a o tej godzinie otwierane są katakumby. Do głównego celu naszej wyprawy postanawiamy pojechać autobusem. Samochód stoi za daleko i nie chce nam się tracić czasu na szukanie go w gąszczu ulic, to raz, a dwa wieczór i tak chcemy spędzić w centrum miasta. Trzeci powód to korki.
Wracamy na dworzec, skąd udaje nam się (z jedną przesiadką) dojechać pod katakumby, które w niedzielę są zamknięte :(:(:( Zmiana dni otwarcia musiała nastąpić niedawno, gdyż nikt w mieście nie mówił nam o zamknięciu katakumb. Pełno, takich jak my, zawiedzionych turystów spotykamy pod bramą. Bezzębny, sepleniący pan informuje wszystkich, że dziś zamknięte. Czytając tablicę na drzwiach upewniamy się, że to nie blef i bardzo niepocieszeni wracamy na przystanek autobusowy, gdzie wsiadamy do tego samego autobusu, którym tu przyjechaliśmy. Kierowca bardzo się dziwi widząc nas ponownie. Zaczyna nas nawet przepraszać za to, że katakumby są zamknięte. czasem przypadkiem można spotkać bardzo uprzejmych i pomocnych ludzi.
Wracamy na dworzec okrężną drogą. Od razu udajemy się w kierunku chińskiej dzielnicy by w jednej z tamtejszych restauracji zjeść obiad. Mamy dosyć przepłacania w polecanych przez przewodnik restauracjach, poza tym Dźwiedź uwielbia chińszczyznę.
Pochłaniamy zupę krabową, krewetki, kaczkę i kurczaka. Mniam wszystko pyszne i w akceptowalnej cenie.
Następnym punktem zwiedzania miało być muzeum marionetek – zamknięte w niedzielę 😦
Spacerujemy więc bez bliżej określonego celu po Palermo zwiedzając nabrzeże, obserwując niedzielny relaks Sycylijczyków i zagłębiając się w różne uliczki.
Ciastka marcepanowe są tu rzeczywiście wyjątkowo pyszne!
Około 19 główna ulica spacerowa miasta wypełnia się mieszkańcami. Otwarte są sklepy i kawiarnie. Na ulicach rozstawione stragany z „mydłem i powidłem”. Miasto żyje!
Zjadamy po kawałku pizzy w Spinato. Patrząc na wystawę ze słodyczami nie odmawiamy sobie także deseru w postaci canolii (rurek nadziewanych masą z serka ricotta) i misternie wyrzeźbionych owoców z marcepana.
Posileni wsiadamy do samochodu, by o dziwo bez dodatkowych przygód wrócić do San Leone. Sierściuch wita nas standardowym „miałkiem” na balkonie.
PS. Szukając yafud owego wehikułu pokręciliśmy się trochę ulicami Palermo, nawet udało nam się zawitać do jednego z kościołów w centrum. Stąd takie piękne zdjęcia. Autorstwa oczywiście Pioterowego.
Moja uwaga – Quattro Canti nadal dzieli Palermo na cztery dzielnice, tyle, że … bez takich restrykcji jak kiedyś 🙂
Bardzo fajny I przydatny, pisany bez zadecia, reportaz. Bede w Palermo I Catanii w lutym. Szczegolnie interesuje mnie ten ogrod botaniczny (jestem przyjacielem Chelsea Physic Garden). Z turystycznym pozdrowieniem Wojtek
Dziękuję 🙂
Ogród botaniczny w Palermo to bardzo sympatyczne miejsce na spacer – niestety nie znam się na roślinach i podziwiałam je po prostu zastane, bez żadnych oczekiwań i porównań. Ciekawa jestem Twoich spostrzeżeń po wizycie. My mieliśmy tam trochę za mało czasu i niestety nie zdążyliśmy wszystkiego dokładnie obejrzeć. Do Catanii nie udało nam się dotrzeć – zmogła nas choroba 😦 Wszyscy zachwycają się Tarominą. Ja polecam jeszcze wizytę w katakumbach Palermo (pamiętaj tylko, że w niedzielę zamknięte). Udanej wyprawy!
ja z mężem też będziemy w lutym na Sycylii – lecimy 6-go na tydzień i właśnie przygotowujemy się do wyprawy: wynajem samochodu, hotele, trasy zwiedzania.
Może jakieś sugestie?